środa, 19 maja 2010

Powódź


W poniedziałek rano Tomek zastanawiał się gdzie coś kapie. Sprawdził krany, po czym stwierdził, że to gdzieś w rynnie albo na balkonie. Panika ogarnęła nas dopiero gdy wdepnełam w mokre w drodze z łazienki do garderoby.
Plama na suficie rozszerzała się systematycznie do wczoraj. Potem w końcu przestało padać. W tej chwili suszymy piecykiem, z sufitu nie spadają już krople i na razie śmierdzi tylko mokrym tynkiem.
Mieszkanie na ostatnim piętrze jest do doooopy. Pierwszy raz się ucieszyłam, że musimy się stąd za miesiąc wyprowadzić (swoją drogą wciąż nie wiemy gdzie). Widać to jakiś znak. Nie mam ochoty na dyskusję ze spółdzielnią mieszkaniową, ani sprzątanie po remoncie.
W Polsce powódź. Zostać zalanym na 14 piętrze - bezcenne...

0 komentarze:

Prześlij komentarz